O ile Fish & Chips jest obowiązkową potrawą w czasie wyprawy nad angielskie morze to obowiązkowym napojem będzie.. angielska herbata i koniecznie Earl Grey, o słynnej godzinie - 5 o'clock. I tak też było z nami, nie mogliśmy ominąć tego punktu programu, w Swanage, o którym pisałam w poprzednim wpisie, w jednej z bocznych uliczek znaleźliśmy małą, urokliwą kawiarenkę Love, Cake, etc. Długo się nie zastanawiając zamówiłam Earl Grey, podana została nam w pięknych dzbanuszkach i porcelanowych angielskich filiżankach, jak widać na zdjęciu, filiżanki i spodki były nie do pary, ale za to bardzo śliczne.
Kawiarenka była dość mała, bardzo przyjemnie urządzona, można było kupić w niej domowe wyroby takie jak dżemy, angielskie wina, oliwy, sosy a także herbaty liściaste i ciasta.
Warto było usiąść na chwilę, delektować się angielską herbatą, idealne miejsce na babskie spotkania i pogaduchy przy herbacie, uwielbiam takie miejsca.
Po słynnym 5 o'clock, ruszyliśmy w drogę powrotną, cały dzień na nogach powoli dawał nam się we znaki, a na powrót została nam jeszcze jedna mała atrakcja, mianowicie zamek Corfe Castle wznoszący się na górze miasta o tej samej nazwie.
Corfe Castle został wybudowany w XI wieku przez Wilhelma Zdobywcę a w wieku XII przebudowany przez Henryka I. Podczas Angielskiej Wojny Domowej zamek uległ zniszczeniom i Parlament zdecydował o Jego zburzeniu, do stanu obecnego. Zamek jest otwarty dla zwiedzających i z tego co wyczytałam to był jednym z częściej odwiedzanych zamków w 2010 roku. Muszę przyznać szczerze, że wrażenie robi ogromne, wdzięczy się pięknie w słońcu i jest chyba jednym z wyżej położonych w tej części Anglii.
Po drugiej stronie Corfe Castle znajduje się The Parish Church of Saint Edward King and Martyr, kościół prawdopodobnie został wybudowany w XII wieku, został nazwany po Królu Edwardzie Męczenniku, który został zamordowany w 978 roku na zlecenie Królowej Elfridy, Jego macochy. Legendy mówią, że ciało zostało ukryte w ruderze gdzie znalazła je niewidoma kobieta, która po tym wydarzeniu odzyskała wzrok. W miejscu ukrytego ciała, stoi obecnie kościół.
W niedziele, ostatniego dnia naszego pobytu wybraliśmy się do Bath w hrabstwie Somerset, miasta w którym mieszkała Jane Austen. Miasto położone jest w pobliżu rzeki Avon, w miejscu gdzie występowały wody geotermalne, a kolonizatorzy rzymscy korzystając z okazji występowania tu wód geotermalnych, wybudowali łaźnie i świątynię. W 973 roku w Bath na króla koronowano Edgara, ojca Edwarda Męczennika o którym wspominałam powyżej. Bath w 1987 roku uzyskało status dziedzictwa światowego, w czasach georgiańskich było popularnym ośrodkiem wypoczynkowym, z tego też okresu pochodzi wiele budowli w Bath. Obecnie jest centrum kulturalnym, uniwersyteckim i turystycznym. To właśnie budowle z okresu georgiańskiego robią największe wrażenie i nadają urok miasteczku.
Jednym z piękniejszych miejsc i budowli w Bath jest Royal Crescent, obecnie hotel i Georgiańskie Domowe Muzeum, gdzie znajdują się mieszkania i biura.W Royal Crescent były kręcone też sceny do telewizyjnej wersji Perswazji, Jane Austen.
Kierując się w dół od Royal Crescent w stronę centrum miasta, natrafimy na kolejną piękną budowle z okresu georgiańskiego, The Circus. Jest to trzy częściowa budowla, każda o tej samej długości, owalnego kształtu, wybudowana w XVIII wieku.
Prawda, że robi wrażenie?!
Od The Circus udaliśmy się dalej w dół, do centrum miasta i mijaliśmy na przykład tę przecudną lampę, coś pięknego.
Bardzo oryginalne 'ogródki' w części piwnicznej.
A także wejścia do domu od części piwnicznej.
Jak się okazało kobiety w Bath są bardzo uprzejme i ściągają buty przed wejściem do domu :)
Piękne angielskie wystawy w księgarni, wspominałam już kiedyś, że marzy mi się księgarnia albo ogromna biblioteka..?!
Souvenir shop, do którego musiałam wejść i kupić pamiątkę, a jaką, dowiecie się kolejnym razem..
I w końcu doszliśmy do..
..przepięknego kościoła znanego pod nazwą Bath Abbey, wybudowanego w X wieku a przebudowanego w XII i XVI wieku.
Prawda, że przepiękny? Miasteczko Bath bardzo, ale to bardzo przypadło mi do gustu, budynki były przepiękne, przy słonecznej pogodzie na pewno o wiele lepiej prezentowały by się na zdjęciach, ale uwierzcie mi, są przepiękne. Bardzo spodobał mi się ten stary angielski styl, taki sam jaki widziałam w angielskich filmach, zawsze mnie tam zachwycał, taki książęcy, wyniosły, jak z bajki.
Po tym całym zwiedzaniu, przyznam szczerze, że zgłodnieliśmy, a na obiad wybraliśmy się do restauracji Jamiego Olivera - Jamie's Italian w Bristolu, do której zabiorę Was przy następnym wpisie :)
Mam nadzieję, że podobała Wam się krótka wycieczka po Anglii.
Przy następnym wpisie będzie smacznie, także przygotujcie się, nie wchodzić na bloga na głodniaka :)
Miłej niedzieli Wam życzę,
Pat.
Kurczę za każdym razem gdy widzę, takie świetne relacje z Anglii mam ochotę odwiedzić wszystkie te miejsca. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miasteczko, przepiękne miejsca. Rzeczywiście jak z jakiegoś angielskiego filmu. Ah... Trzeba by było się kiedyś wybrać do Anglii :)
OdpowiedzUsuńhttp://myenchantix.blogspot.com/